środa, 6 kwietnia 2011

Mini calzone z maksi dodatkami

Mała rzecz, a cieszy - taka miniaturowa pizza. Samodzielnie zrobiona, jest mniej tłusta od dowożonej, a dzięki swoim wymiarom powinna się nadać do odgrzania w opiekaczu, tym samym stanowiąc kuszące drugie śniadanie lub lekki obiad. 

Przygotowanie jest bardzo proste, lecz niespecjalnie szybkie, tym bardziej, że ciasto musi wyrosnąć. Kiedy już jest gotowe, resztę czynności wykonuje się błyskawicznie.

Na 8 sztuk potrzebne będą:

Ciasto:
  1. 2 szklanki mąki
  2. 3/4 szklanki wody
  3. paczuszka suszonych drożdży (7 gramów)
  4. szczypta soli
  5. 5 łyżek oliwy z oliwek
  6. łyżeczka cukru
Dodatki oczywiście dowolne, ja wykorzystałem:

  1. pesto rosso z Lidla, jako ciekawą alternatywę dla sosu pomidorowego
  2. ser dziugas, jako tańszą alternatywę dla parmezanu
  3. kiełbasę surową dojrzewającą, jako produkt przywieziony z domu
  4. szpinak, jako warzywa i owoce 5 razy dziennie

W wodzie o temperaturze ludzkiego ciała (około 97 stopni Fahrenheita) rozpuszczamy drożdże z cukrem. W międzyczasie do miski wsypujemy mąkę, sól, dolewamy oliwę. Następnie te składniki zalewamy drożdżowym rozczynem, mieszamy łyżką, po czym ciasto zagniatamy, aż przestanie się kleić do palców, co trwa długo i powoduje irytację. Zapewne możnaby użyć kuchennego robota, który irytacji nie powoduje.
Wyrobione ciasto smarujemy oliwą i odstawiamy na godzinę do wyrośnięcia pod pierzynkę.

Gotowe ciasto dzielimy na 8 części, z każdej formujemy coś na kształt koła, smarujemy smarowidłem, układamy dodatki (byleby nie przesadzić z ich ilością, całość musi się dać ładnie spłaszczyć), składamy na pół i wkładamy do piekarnika rozgrzanego do ok. 345 stopni Fahrenheita na 15-17 minut*.  

Gotowe, doskonale niekształtne mini calzone prezentują się w towarzystwie Mistrza następująco:


*Niestety, jakoś nikt nie wymyślił alternatywnych jednostek czasu ;).  Na wszelki wypadek - 345 stopni Fahrenheita to ok. 175 stopni Celsjusza.

1 komentarz: